wtorek, 26 października 2010

Atari 2600 Jr.

Wpis, na który czekało całe pół osoby już jest! Wreszcie nareszcie zebrałem się w sobie, i za sekundę zaleję ten blog tonami bullshitu. Enjoy! Czytelnikom mojego bloga, za czasów jego żałosności (tudzież świetności, jak kto woli) historia, jak wszedłem w posiadanie tej konsolki jest już znana, ale na wszelki wypadek ją przypomnę.

Był ciepły jak każdy inny, letni dzień, a że się nudziliśmy, a wszystkie gry na GameBoyu, GBA, PSP, DSie i PC przeszliśmy, to cóż, pojechaliśmy na miasto. W Niemczech, do Neumunster, bo tam wtedy byliśmy. Mieliśmy jechać do Burger Kinga, i tam pojechaliśmy, ale po drodze zobaczyłem baner z napisami Cybergames, Atari, Gameboy, PSP, Spiele itd. Ja nic nie rozumiałem, a kuzyn nie chciał mi przetłumaczyć, więc pojechaliśmy po burgery. Bardzo smakowały. Po trzech dniach o tajemniczym banerze zapomniałem, a było nudno, więc pojechaliśmy do sklepu z klockami Lego. Błąkaliśmy się, ciągle w tę i nazad po jednej ulicy i szukaliśmy tego sklepu, a kuzyna nie dało rady przekonać do tego, żeby wjechać w boczną uliczkę, w której dany sklep oczywiście był. Gdy w końcu (tracąc trzy godziny czasu na szukanie...) znaleźliśmy sklep, a o dziwo moim oczom ukazał się ten sam baner, nad sąsiadującym sklepem. Postanowiłem to sprawdzić. Wchodzę, widzę pełno gier na konsole typu Xbox 360, PS3, PSX... łot? PSX? Dopiero po chwili się zorientowałem, że te gry już dawno nie są sprzedawane. Wchodzę parę kroków, co widzę? Kosz, a w nim pełno rzeczy. Przeglądam, widzę pełno figurek (w tym dość rzadką z RE3), pokrowce na GBA, lampkę do GBC... Odwracam się w prawo i co? Prawdziwy raj dla posiadaczy XBOX. Parę kroków dalej nic ciekawego, GameCube, Wii, a po lewej... Oł maj gad! Gry na Segę Dreamcast OMGWTFLOL. Było. Ale, ale. Z boku widzę napis sega i inne pudełka, co to jest? Podchodzę bliżej i... cała ściana w grach na Saturna! Z tyłu Cała półka na MegaDrive i MasterSystem, oczywiście wszystko w boxach. Przeglądam, przed oczami całe dzieciństwo: Chuck Rock, Sonic, Alladin, Mickey Mouse: World of Illusion... Pięknie. Dobra, next. Cały gigantyczny kosz gier na Atarynkę 2600, większości wtedy jeszcze nie znałem. Wszystkie po 5 ojro. Nie było może Space Invaders, Mario czy Asteroidów, ale za to był Missile Command, Star Wars: The Empire Strikes Back, oraz... E.T. i Pac-Man... Oglądaliśmy te wszystkie Atarkowe klasyki z pół godziny, po czym: NA GAMEBOYA! Mieli wszystkie, prócz Light, modele, i pełno zaboxowanych gier, a te bez boxów zapełniały całą szklaną gablotę. Dalej NES, SNES i N64: cóż to był za raj! Dziesiątki, jeśli nie setki cartridge, a i boxy się trafiły. Dość powiedzieć, że cała jedna półka była w boxniętych grach na SNESA, a mieli nawet oryginalnie zapakowane... Mario, Contrę i Castlevanie II na NESa. Potem gry na PS2 i ooooo! Konsole! Konsole! Konsoooole! Były m.in. Sega Megadrive (niestety nie było bardziej lubianej przeze mnie dwójki), Master System, Saturn, Dreamcast, NES, SNES, N64, GameCube, PSX, PSOne i moja perełka:

Atari 2600 Jr.

Atari 2600 Jr. Chciałem kupić VCS, ale mieli na stanie jedną w rezerwacji. Niemniej przez tydzień przychodziliśmy z kuzynem, i nareszcie się zdecydowałem: biorę juniora. Kupiłem, w zestawie z kablami i tym dziwnym czymś, co nazywali joystickiem, ale mi bardziej przypominało... ekhm... coś co wychodzi z tyłu, i jest brązowe:




Joy od Atari 7800. Prawdopodobnie jedyny gorszy to ten od 5200. Chciałem kupić joya od 2600, ale nie mieli. Zdecydowałem się więc na gamepada od 7800. Oczywiście samego 7800 nie mieli. Ale żeby kupować konsolę bez gier? W pośpiechu wybrałem trzy:

-Missile Command: bo gdzieś słyszałem, że jest dobra. (bo jest)
-SW: TESB: no bo jak to tak, bez Star Łorsów? (i się okazało, że dobra gra)
-Pac-Man: bo nie wierzyłem, że pac-man może być zły (a jednak!)

Wróciłem do domu kuzyna, (moja droga wiodła przez basen, droga Atari przez bagażnik samochodu) happy, że zrobiłem kolesia w konia, wydając 50 euro. Zaraz, 50 euro? Cholera, nie przeliczyłem razy cztery! Czyli wydałem 200 złotych? Ale bynajmniej nie byłem z tego powodu smutny i nie żałowałem. Dobra, do domu! Kuzyn znosi ze strychu CRT 14 cali (jednego z dwóch, drugiego dał mi w prezencie- jako komplet do 2600) i podłączamy. Kabel antenowy- jest. Zasilacz- jest. Kontrolery podłączone? Tak. Odpalamy i... czarne linie. Ale spokojnie, to kart był brudny. Kuzyn wyjął, przedmuchał (PS: wystarczy wyjąć i włożyć- przedmuchiwanie tylko niszczy grę), włożył uruchomił i GRAMY! Co pierwsze? No jak to co- Star Wars!

W grze chodzi o rozwalanie AT-AT, zanim dojdą do bazy. Zanim zdążyłem włączyć grę, kuzyn już krzyczał: ja pad! Ja pad! Byłem zmuszony więc trzymać w ręce gów... znaczy... eee... jakże wspaniałego, ledwo działającego joya. Kuzyn nad mną dominował i okrutnie się śmiał, ale niech popatrzy, kto na czym gra! On na NESO-podobnym padzie, ja na kawałku... eee... plastiku, który strasznie ślizgał się w ręce, gdy używałem przycisku i joya jednocześnie. Jak taki mądry, zamieniliśmy się. Ja na padzie rozbiłem całą armię 7 AT-AT (Nie śmiać się! To była moja pierwsza styczność z tą grą!), a on na tym... czymś żadnego. Po dwunastu rundkach, przeszliśmy do Pac-Man'a.

Gra wyglądała raczej jak beta. I o ile na początku graliśmy na zmianę i się tym w miarę cieszyliśmy (+ dla gry= dobra do gry z kumplami), ale gdy kuzyn poszedł do toalety, a ja raz zagrałem sam, zastanawiałem się, czy tej gry nie powinni sprzedawać do kompletu z joyem... Oraz myślałem, ile takich par (Pac-Man i Joystick) kuzyn zaraz spuści razem z wodą w toalecie. Przyszedł czas na następną grę.

Missile Command- grzejemy do asteroidów (?) z bomb atomowych (???). Tak na prawdę sam ten opis wymyśliłem. Bez instrukcji nikt nie zna fabuły itd. a więc trzeba użyć w tych grach wyobraźni. Pierwszy zawód- nie ma multiplayera. Drugi zawód- nie było! To gra prawdziwie idealna! (jeśli nie liczyć tego, że bez zapisywania na kartce, po tym jak obaj gracze skończą, nie można porównać score'a. Gra jest świetna, choć w przeciwieństwie do Star Wars i Pac-Mana (ciekawostka: japoński oryginał nazywał się... Puck-Man) nie jest to gra imprezowa. A skoro już w temacie imprezowych jesteśmy: polecam Indy 500 (wymagany driving controller) i Warlords (wymagany Paddle Controller).

A co myślę o konsoli? Cóż, wygląda stylowo, bibliotekę gier ma wielką i świetną, a choć graficznie nie poraża, gameplay niczym nie ustępuje next-genom. No, chyba, że w Pac-Manie. Konsola doczekała się też wielu akcesoriów. Pełna lista kontrolerów tutaj. Ja zaś pragnę wspomnieć o:

-Paddle. Prawdziwy must-have dla posiadacza 2600 lubiącego gry imprezowe. Bez niego nie zagramy w Warlords czy Breakout, a i w nie imprezowe Pole-Position z resztą też. Paddle to kółeczka na podstawce, z jednym przyciskiem z boku. Wbrew pozorom, gra się świetnie i żałuje, że next-geny nie mają takich kontrolerów.

-Driving.  Wygląda jak paddle, ale można kółko na górze można obracać o 360 stopni. Tak na prawdę używa go tylko kilka gier, z których dobre jest jedynie Indy 500, ale za to wspomniane Indy 500 go wymaga, więc to must-have.

-Keyboard. Nie kupujcie tego! Nigdy! Obsługuje to tylko kilka gier, ja znam dwie, a są to Basic Programming (programujemy własne gry. Tylko że, trzeba się na tym znać!) Druga to klon pewnej gry z Magnavox Odyssey 2, tyle, że to klon crapowaty. Ale ładnie toto wygląda chociaż.
BTW: nie zwracajcie uwagi na dość pozytywny wydźwięk tej recenzji (kliknijcie na nazwę kontrolera), bo to satyra ;)

-Trak-Ball  Celowy błąd w nazwie. A tu znowu dobry kontroler. Świetnie gra się nim w Missile Command, a i w Centipede niezgorzej.


Ogółem jest to świetna konsola, ale czy najlepsza do kolekcjonowania? Na pewno nie. Najlepsza do kolekcjonowania jest Atari 7800, która nie dosyć, że ma własne dobre gry, odtwarza te z 2600.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz